Gdzie się podziała natura?

Przechodząc obok następnego równo przystrzyżonego trawnika i idealnie zaprojektowanego ogródka po raz kolejny naszła mnie jedna myśl. W sumie ta sama myśl nachodzi mnie, gdy patrzę na dzisiejsze kanony piękna. Gdzie się podziała natura? Czy pospolite zawsze znaczy brzydkie?


Wspominając swoje dzieciństwo pamiętam, że uwielbiałam chwile spędzone na łące. Cudownie było rozłożyć różowy kocyk na wysokiej trawie porośniętej mleczykami, czy pięknymi czerwonymi makami. Leżeliśmy tak sobie patrząc na skaczące w stawku żabki, wygrzewaliśmy na słońcu w akompaniamencie świerszczyków polnych. Na podwórku z kolei, gdzieniegdzie pojawiał się rumianek, dalej stokrotki, a w zbożu chowały się piękne chaberki. U skraju drogi rosła dzika jeżyna, z najpyszniejszymi owocami, jakie kiedykolwiek jadłam. W wolnych chwilach pletłyśmy z babcią wianuszki lub graliśmy na liściach. To były bezcenne chwile i pewnie już nie wrócą.


A teraz? Jeden ogród nie różni się wiele od drugiego. Kwiat im bardziej nietypowy tym bardziej pożądany. Zanim zwykły mlecz zakwitnie, trawnik zostanie skoszony. Mak? Przecież to samo zło - jeszcze dzieciaki kompot zrobią? Spróbuj w mieście znaleźć choć mały skrawek polnej dzikiej łączki. A i pamiętaj - nie wolno deptać trawników! To tak jak z podłogą, z której można jeść. Jeść możesz, ale spróbuj chodzić :)

We wszystko chcemy ingerować, wszystko projektować. A może by tak pozwolić działać samej naturze? Zapominamy, że piękno jest w prostocie. Niestety zauważyłam, że dla wielu "łączka" przed domem jest efektem zaniedbania. Kwiat polny to zwykły chwast. Jeśli chcesz się pokazać musisz mieć piękny, idealnie zaplanowany ogród, gdzie każdy kwiatek ma swoje miejsce. A mi się marzy taka wiejska łączka, na której można odpocząć.

Cieszę się, że powoli ludzie sięgają po rozum do głowy. Zaczyna się doceniać naturę. Chociażby zwykły mniszek lekarski, o którym pisałam - taki zwykły, a jednocześnie niezwykle pożyteczny.
Podobnie z urodą. Już młode dziewczyny myślą o botoksie bo taki jest obecny kanon mody. Do tego pełna tapeta, solarium i rybie usteczka. Ostatnio rozmawiałam z koleżanką - naprawdę piękną (i to nie tylko moje zdanie). Za głowę się złapałam, gdy wymieniała co chciałaby w sobie zmienić. Usta, bo za małe. Pupę, bo mało okrągła. Nos, bo niezbyt kształtny...

Nie mam nic przeciwko wypielęgnowanym ogrodom. Ba, niektóre są naprawdę przepiękne, a wielu osobom dbanie o swój mały kącik sprawia wielką przyjemność. Uważam, że na podziw zasługują osoby, które potrafią stworzyć kwiatowe raje. Ale... niech to będzie dodatkiem.

Nie mam nic przeciwko dbaniu o urodę. Jeśli masz ochotę poćwicz trochę, a będziesz mieć okrągłą pupę. Zadbaj o biust i jego ujędrnienie. Ale czy od razu potrzeba rozmiaru XX? A później się dziwić, że nastolatki chcą mieć figurę Barbie, która w rzeczywistym życiu nogi połamałyby się po kilku krokach. Azjatki chcą mieć oczy jak europejki, z kolei europejki chcą pupy jak brazylijki. Robimy testy, by sprawdzić czy jesteśmy piękne, jakby urodę można zamknąć w określonych, policzalnych ramach. Gdzie ta rożnorodność? Czy to naprawdę takie fajne, gdy każdy będzie jakby z tej samej foremki wyjęty?

Dlaczego zachwycamy się piękną architekturą, a nie zauważamy pięknego zachodu słońca. Dlaczego podziwiamy dzieło chirurga plastycznego, a nie zwracamy uwagi na piękną koleżankę z sąsiedztwa? Dlaczego wolimy podziwiać dzieła ludzkich rąk zamiast cuda natury?


Niedługo miasta będą zabetonowane, wszystkie ogródki na jedną modłę, a ludzie identyczni. Gdzie się podziała natura?

Komentarze