OKIEM NATANA: Hejt a wolność słowa

Hejt to według jednej z definicji "obraźliwy i agresywny komentarz zamieszczony w internecie". Definicja ta jest bardzo pojemna i "rozciągliwa", daje pole do wielu interpretacji. Co gorsza - coraz częściej w opiniotwórczych mediach pojawiają się głosy, że z racji na falę hejtu należy ograniczyć wolność słowa w internecie (o ironio - najgłośniej mówią o tym ci, którzy o tą wolność walczyli, a przynajmniej tak twierdzą...). Dlatego trzeba się zastanowić, jaka jest specyfika dyskusji w internecie, czym jest hejt (a raczej czym nie jest) i jakie są granice wolności słowa.


Zacznijmy od tego, internet jest bardzo specyficznym środowiskiem, gdzie można się wypowiadać anonimowo, a nawet jeśli pod imieniem i nazwiskiem, to i tak w ten sposób łatwiej wypowiedzieć coś, co jest nie do końca przemyślane (na pewno łatwiej niż w rozmowie twarzą w twarz). Do tego dostęp nie jest ograniczony, więc piszą ludzie o, jak to się wyrażę, różnej kondycji intelektualnej. Dlatego nie należy podchodzić śmiertelnie poważnie do wszystkiego, co piszą. Trzeba wziąć poprawkę, że ktoś mógł napisać coś bez przemyślenia("co mu ślina na język przyniosła"), albo że może pisała to taka osoba, którą należy traktować z przymrużeniem oka (łagodnie mówiąc).

Po drugie - nie można stawiać znaku równości między hejtem, a brakiem akceptacji dla nagannych moralnie i podłych zachowań. Wielu ludzi (szczególnie wchodzących w skład szeroko pojętych "elit") to egoiści, widzący tylko i wyłącznie czubek własnego nosa, idący po trupach do celu, kierujący się w życiu wyrwanym z kontekstu cytatem z Machiavellego "cel uświęca środki". Tacy ludzie nie uznają żadnych ograniczeń, nie szanują praw innych i bardzo nie lubią, kiedy ktoś im na coś zwraca uwagę. Co więcej - często chwalą się swoimi wątpliwymi moralnie postępkami w internecie, a ludziom, którzy się z nimi nie zgadzają, od razu przypinają łatkę hejterów. Czy słusznie? Zastanówmy się - jeśli widzę, że ktoś krzywdzi innych, to co powinienem zrobić - patrzeć bezczynnie, albo może nawet przyklasnąć oprawcy? Nie - moim moralnym, ludzkim i chrześcijańskim OBOWIĄZKIEM jest zaprotestować i stanąć w obronie pokrzywdzonego. Dlatego tzw "hejt", który dotyczy podłych i amoralnych zachowań znanych ludzi jest tak naprawdę czymś pozytywnym - świadczy o tym, że ludzie zachowali jeszcze jakieś wartości moralne i ich sumienie funkcjonuje-piętnuje zło i krzywdę.

Przechodzimy więc płynnie do kolejnej kwestii - jakie są granice wolności słowa? Wolność słowa, czyli swobodnego wyrażania swoich myśli i uczuć, jest rzeczą bezcenną. Powiem więcej - jest to źrenica wolności. Nie przez przypadek wszystkie reżimy totalitarne wprowadzały cenzurę oraz sieć szpicli, co miało zastraszyć ludzi i uniemożliwić swobodną wymianę poglądów, szczególnie jeśli były niezgodne z linią ideologiczną państwa (do czego są obecnie przymiarki w niektórych krajach  Europy Zachodniej - można dostać grzywnę za krytykę polityki rządu). Dlatego każdy powinien mieć prawo do swobodnej wypowiedzi, nieważne czy do końca przemyślał, czy nie, czy jest bardzo inteligentny, czy może trochę mniej itp. Są jednak pewne granice - moja wolność i moje prawa kończą się w tym momencie , kiedy wchodzę w sferę praw i wolności drugiego człowieka. Dlatego jeśli ktoś pisze o mnie, że jestem głupkiem, to jest jego zdanie i ma prawo do własnej opinii (szczególnie, jak jest w stanie ją logicznie uzasadnić), jeśli ktoś wypisuje o mnie stek bzdur bez składu i ładu, to sam wystawia sobie świadectwo i w ogóle nie warto sobie zawracać tym głowy, ale jeśli ktoś mi grozi, namawia do przemocy wobec mojej osoby (czy osób trzecich), to inna sprawa. To powinno być i jest ścigane. Jeszcze jeden wyjątek - dotyczy dzieci. Dzieci wszystko biorą na poważnie i coś, na co dorosły w ogóle nie zwróci uwagi, jest dla dziecka wielkim problemem. Dlatego wśród dzieci nie mogą być tolerowane jakiekolwiek formy ostrzejszej dyskusji (oczywiście nie mam na myśli sytuacji, kiedy jedno dziecko zwraca uwagę drugiemu na złe postępowanie), czy tym bardziej przezywanie. Pytanie tylko, jak upilnować dzieci w internecie? Wszelkie przepisy prawne (np logowanie z PESEL-em) to "wylanie dziecka razem z kąpielą", bo ułatwią inwigilację ludzi, tym samym zabiją wolność słowa. Tutaj mogą coś zrobić tylko i wyłącznie rodzice- powinni kontrolować aktywność swoich pociech w sieci.

Dlatego nie dajmy sobie wmówić, że każdy krytyczny komentarz zamieszczony w internecie to "hejt", bo komuś przyszła ochota nazwać tak coś, co było mu niewygodne, a z drugiej strony  rozsądnie korzystajmy z wolności słowa, żeby nie dawać pretekstu tym, którzy chcą ją nam odebrać.

Komentarze