"Patocebuloinfluencerzy" czy wojownicy wolnego rynku...? {okiem Natana}

Od dłuższego czasu da się zaobserwować nagonkę na tzw influencerów z mediów społecznościowych, podsycaną przez duże platformy medialne(TV,radio, portale internetowe). Wyławiane są przypadki ludzi, którzy zdobyli popularność dzięki niegodnym zachowaniom typu np. opisanie seksu z kimś znanym i w ten sposób próbuje się ośmieszyć resztę, sugerując, że influencerzy "nic nie robią", "niczego sobą nie reprezentują", kasują mnóstwo pieniędzy "za wypięcie tyłka na Instagramie" itp.


     
Zacznijmy od tego, że spłycanie tematu influencerów do osób wypinających tyłek do aparatu czy kamery, jest uogólnieniem mającym tyle samo wspólnego z rzeczywistością, co stereotyp, że "każdy Polak to złodziej". Czyli krótko mówiąc- jest bardzo słabe. Ale ktoś powie- wystarczy włączyć Instagram i jest pełno "wypiętych tyłków".

W porządku, jeśli już mówimy o tego typu zdjęciach- jest ich mnóstwo i się klikają, bądźmy uczciwi. To dobra metoda na nabicie zasięgów, jakkolwiek czy to oznacza, że ta osoba niczego sobą nie reprezentuje? Niech ktoś pierwszy lepszy z brzegu wrzuci swoje zdjęcie i zobaczy, czy będzie się klikać... Po pierwsze- trzeba mieć co pokazać, czyli najpierw trzeba poświęcić mnóstwo czasu na ciężką pracę nad swoim ciałem. Po drugie- trzeba wiedzieć, jak zrobić zdjęcie. Czyli wiedzieć, jak i gdzie się ustawić, jak działa światło, jak dobrze zapozować itp. Fotografowie potwierdzą, że często zrobienie jednego dobrego zdjęcia to cały dzień pracy (a jeśli ma być zrobione w ciekawym miejscu, to jeszcze trzeba zainwestować niemałe pieniądze w dojazd czy pozwolenia). Do tego
pamiętajmy, że rzadko wrzuca się nieobrobione zdjęcia. Trzeba się nauczyć obsługi photoshopa czy innych programów do obróbki.



Poza tym media społecznościowe to nie tylko "wypięte tyłki". Tak wyśmiewane przez telewizje blogerki modowe też musiały zdobyć wiedzę o ubraniach, kosmetykach czy innych rzeczach przez siebie reklamowanych. W innym przypadku żadna firma nie zapłaciłaby im złamanego grosza za promowanie swoich produktów.
Do tego jeszcze dochodzą blogerzy i vlogerzy podróżniczy, przyrodniczy, sportowi, motoryzacyjni, zajmujący się historią, kulturą itp. Influencerzy w zdecydowanej większości to ludzie, którzy sami do wszystkiego doszli- nauczyli się pozować do zdjęć, obrabiać je, robić filmy itp. Wiedzą, co się ludziom podoba, zdobyli wiedzę i umiejętności w dziedzinach, którymi się zajmują oraz potrafią to sprzedać. Czyli jakby nie patrzeć- zauważyli i zagospodarowali niszę rynkową.
 
Teraz przez chwilę zastanówmy się nad tym, dlaczego tradycyjne media toczą walkę z influencerami? Czy gwiazdy lub celebryci mediów to "self-made mani", jak influencerzy? Wystarczy przyjrzeć się ich rodzinom, żeby wiedzieć, że niekoniecznie. A to dziadek czy tatuś prominentny działacz partyjny, a to tatuś skarbnik ważnego polityka, a to mamusia ważna figura telewizyjna. Takich przykładów można mnożyć. Ci ludzie od dziecka mieli ułatwione zadanie- byli promowani w szkołach, na uczelniach, wszystkie drzwi były przed nimi otwarte. Dlatego nic dziwnego, że zwyczajnie boją się wolnego rynku i ludzi, którzy sami doszli do wszystkiego swoją ciężką pracą czy dobrymi pomysłami. Wiedzą, że na wolnym rynku ktoś, kto zrobił karierę dzięki plecom, nie ma szans z self-made manem.
Moim zdaniem tu leży przyczyna ataków na influencerów- duże media przyzwyczaiły się, że zgarniają z rynku gros wpływów z reklamowego tortu, a tymczasem pojawiła się grupa "ludzi znikąd", bez znajomości i układów, którzy im te pieniądze zgarniają sprzed nosa. Podobnie jest z publicystyką- główne media tracą czytelników (i co za tym idzie wpływy z reklam) na rzecz blogerów.
 
Dlatego według mnie odpowiedzią na pytanie, dlaczego influencerzy są pod ostrzałem mediów, jest stara sentencja- "jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze". Influencerzy przełamali monopol głównych mediów na rynku, zabierają im wpływy z reklam, no i te najzwyczajniej nie chcą się z tym pogodzić. Dam porównanie często używane w stosunku do polityków, ale tu pasujące jak ulał- świnia, która jest odrywana od koryta, kwiczy. Żeby być dobrze zrozumianym- nie jestem entuzjastą zdobywania popularności przez wypinanie tyłka do zdjęcia czy wbieganie na boisko w samej bieliźnie, jakkolwiek jest to jakiś pomysł na wypromowanie się(za którym najczęściej stoją staranne planowanie i ciężka praca), na pewno nie gorszy, niż robienie kariery dzięki plecom.

Może tezy, które postawiłem, są kontrowersyjne czy ostre, dlatego proszę- komentujcie, jakie jest wasze zdanie na ten temat i co o tym sądzicie?

Komentarze