Wydało się... jesteśmy "patologią" ;} Może ty też?

Zawsze myślałam, że definicją patologii są nieprawidłowe zjawiska występujące w życiu społecznym (i dla mnie niezmiennie właśnie to oznacza). Pod pojęciem "nieprawidłowe" rozumiem alkoholizm, narkomanię czy inne dysfunkcje. Niestety to słowo, podobnie jak wiele innych (chociażby "tolerancja") od dawna jest wypaczane i z wielkim zapałem traktowane jako "łatka" dla wielu rodzin. I niestety według niej z całą pewnością jesteśmy "patologią". Sprawdź, może Twoja rodzina także ;).




1. Jesteśmy rodziną 2+3

Tak, tak... to nie jest normalne. Pamiętam, jak siedziałam w poczekalni u położnej będąc w drugiej ciąży. Rozmawiałam z dziewczyną, która po raz trzeci spodziewała się dziecka. Niepozornie ubrana, widać, że młoda, ale jednocześnie zadbana. Gdy tylko weszła do gabinetu, dwie kolejne kobiety między sobą tylko szeptały "co za patologia! Nie potrafią się zabezpieczyć? Jedno by im nie wystarczyło"?). To niestety nie jest odosobniony przypadek. Na forach internetowych co rusz pojawia się nowy wątek lub zaczepki typu "znacie jakieś rodziny wielodzietne, które nie są patologią?" ;)

Być może rzeczywiście wśród patologii więcej jest rodzin wielodzietnych, ale to nie oznacza, że każda rodzina wielodzietna od razu tą patologią jest. Trzeba też przyznać, że dla wielu patologią jest także to, że ktoś wybiera rodzinę zamiast kariery. Dla takiej osoby niezrozumiałe jest, że pieniądze to jednak nie wszystko. Niestety żyjemy w trochę chorych czasach, gdzie bardziej liczy się pieniądz niż uczucia. Wszystko jest przeliczane w kontekście: Czy to się opłaca? Być może jest jakaś prawda w tym, że rodziny wielodzietne są uboższe... Ale czy każdemu do szczęścia potrzebne jest Porsche, cotygodniowe SPA, czy wycieczki w ciepłe kraje? Albo czy temu, który to ma, oby na pewno przysparza to szczęście? Czy jedynak, który ma najnowszego iPhona, ale dzień spędza z opiekunką jest szczęśliwszy niż dziecko, któremu rodzic poświęca czas, nawet rezygnują z dochodowych zajęć? Każdy wybiera to co w jego odczuciu jest najlepsze dla jego rodziny. Ja nie potrafiłabym pójść do pracy, w której siedziałabym od rana do wieczora, a z dziećmi widziała gdy śpią w swoich łóżkach. Nie ma takich pieniędzy, które by były w stanie mnie do tego przekonać. Ale jeśli ktoś chce ... droga wolna :)


2. Mamy 500+

O 500+ i jej beneficjentach krąży tyle mitów, że już nie sposób zliczyć. Statystyczny "biorca" z pewnością jest nierobem, dzieci robi, tylko po to, żeby dostać kasę, a kasę wydaje oczywiście na alkohol. Ufff... dobrze, że najmłodszy się urodził zanim 500+ się pojawiło, bo wyszłyby na jaw nasze pobudki ;)

Co ciekawe większość z "aferek" nakręcają opiniotwórcze media, co martwi jeszcze bardziej. Rozmawiając z pracownicami MOPS-u dochodzą mnie całkiem inne słuchy. Jest naprawdę marginalna ilość rodzin, które z tych pieniędzy nie robią dobrego użytku. A te które jawnie wydają je na alkohol czy inne używki pozbawiane są tej formy pomocy, a w zamian dostają zasiłki celowe, które mogą zrealizować jedynie na dzieci.

ZOBACZ POST: 500+ = menel +?


Poza tym znam wiele rodzin, które korzystają z 500+.... Kobiety w końcu nabrały ochoty rozwinąć skrzydła i zaczęły się dalej kształcić lub ruszyły ze swoimi biznesami. Mężczyźni w końcu odważyli się zmienić pracę na taką, która będzie przynosiła większe dochody, a jednocześnie nie będzie aż tak czasochłonna. Taka poduszka bezpieczeństwa to świetna sprawa. Sama przyznaję, że postanowiłam założyć swoją działalność właśnie dzięki 500+. Wiedziałam, że nawet jeśli przez kilka miesięcy nie będzie mi szło tak jak bym się tego spodziewała, to mam z czego opłacić ZUS-y nie zabierając pieniędzy przeznaczonych "na życie".


3. Mam świezaka, a nawet dwa!

To już gwóźdź do trumny łatki. Ostatnio byłam świadkiem rozmowy w Biedronce. Pewien pan (tata) mówi do żony: Może kupimy dziecku Świeżaka? A ona na to prędko odpowiedziała tylko: "Ciszej! Co ty chcesz być postrzegany jako patologia?"


A mi to nie przeszkadza - dwa powyższe punkty są już  wystarczające ,więc co szkodziło dołożyć kolejny ;) Mieszkam w małym miasteczku i wybór sklepów "wielkopowierzchniowych" nie jest za duży, a Biedronkę mam najbliżej. Lubię tam robić zakupy m.in. dlatego, że jest taniej w porównaniu do reszty. Po drugie, najcenniejszą dla mnie rzeczą jest czas. Nie lubię chodzić do wielkich hipermarketów, w których ułożenie produktów zmienia się co tydzień, tylko po to, żeby klient wyszedł z wszystkim tylko nie tym co trzeba. Nie mam czasu na długie spacery między sklepowymi półkami - wolę ten czas poświęcić na wyjście z dzieciakami do parku. Zresztą ceny są zwykle sporo niższe. Z drugiej strony, żadne naklejki nie są w stanie mnie zmusić do zrobienia (większych) zakupów. Kupując jednak rzeczy, które i tak bym nabyła, udało mi się (a właściwie dzieciakom) uzbierać na dwa juniorki. Podejrzewam, że ponad połowa klientów zbiera naklejki przy okazji, a nie po to, żeby dostać durną zabawkę. Ale wystarczy nagłośnić kilka odosobnionych przypadków, by ludziom zacząć przypinać łatkę (Nie tak samo było z See Bloggers i blogerami?)

Dziwi mnie, że tak wiele osób lubi przypinać łatki, zapominając, że i im kiedyś ktoś im się odpłaci. Nie lepiej zająć się swoim życiem i zadbać o to, by ono było wartościowe? Każdy ma inne priorytety - jeden będzie się spełniał posiadając liczną rodzinę, drugi piąć się po szczeblach kariery. Tak, jak nie każdy singiel czy bezdzietny jest egoistą, tak, nie każda wielodzietna rodzina jest patologią.



Nie ważne jednak co by się robiło i tak będzie się obiektem do komentowania. Kiedyś krążył po facebooku powyższy demot i on bardzo dobrze oddaje nastawienie wielu osób. Nie zmienimy innych, możemy zmienić tylko siebie, zarówno w podejściu to krzywdzących opinii, jak i własnych zachowań. Nie warto więc brać wszystkiego do siebie, ani nadmiernie przejmować opinią innych. Najlepiej się z tego pośmiać, bo takie zaściankowe zachowania istnieją i na razie istnieć będą.

A przy okazji powiem Ci, że fajnie być taką "patologią" ;) Ale o zaletach rodziny wielodzietnej może innym razem :)

Komentarze