Kilka sposobów na piękno, których nie warto naśladować (i zdrowe alternatywy)

Każda kobieta chce być piękna, choć czasem temu zaprzeczamy. Być może bierze to się z przekonania, że piękna musi być głupia. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeśli się nie przyznajemy, to choć "dla żartu" lubimy sobie zrobić test na piękno. Lubimy stosować kremy, maseczki, by nasza skóra była jak najbardziej promienna. W końcu, lubimy mieć na sobie odrobinę makijażu, który doda nam blasku i pewności siebie. W drodze do piękna kobiety zdobywają się na wiele poświęceń, choć niektórych można, a właściwie powinno się, sobie oszczędzić. Dzisiaj kilka sposobów na piękno, których nie warto naśladować i zdrowe alternatywy, które warto rozważyć!

Sunburn tatoo czyli tatuaże słoneczne

 

Sunburn tatoo czyli tatuaże słoneczne

Nie mam pojęcia czy ta "moda" pojawiła  się dopiero w tym roku, czy po prostu teraz zyskała rozgłos. Zawsze sprawdzało się "poziom zbrązowienia" porównując opaleniznę ze śladami po ramiączkach czy majtkach. Na czym polega jednak tatuowanie słońcem (sunburn tatoo)? Chodzi o takie zakrywanie i odkrywanie ciała (czy też smarowanie odpowiednich miejsc kremami z dużym filtrem), aby w wyniku działania słońca powstał wzór z opalenizny. Oczywiście im mocniejsze słońce tym szybciej wzór stanie się widoczny. Ja nie opalam się prawie w ogóle - nie znoszę leżenia plackiem, a moje pieprzyki wolę mieć pod ochroną. Poza tym nie widzę sensu w strzaskaniu się na mahoń, wysuszeniu skóry i późniejszych plamach. Akurat dla mnie nie jest to wyznacznikiem piękna. Podoba mi się styl Sophie Alice Bextor czy Nicole Kidman, i to z wyboru, a nie z konieczności. Ale jak kto woli. Nie zmienia to jednak faktu, że długie przebywanie na słońcu szkodzi naszej skórze, a czerniak to nie wymysł lekarzy.
 

Zdrowa alternatywa
Jeśli chcesz być modna i koniecznie posiadać jakiś letni tatuaż, to o wiele lepszą alternatywą są dla mnie tatuaże metaliczne. Podobnie jak Sunburn tatoo obecnie biją rekordy popularności, ale są zdrowe, pięknie się prezentują na słońcu i mogą być świetnym zastępstwem dla biżuterii.


Tasiemce na odchudzanie

Jestem pewna, że o tym już słyszałaś. Kobieta, która chce schudnąć podobno chwyci się każdego sposobu, ale ten jest niezwykle niebezpieczny.  Na czym polega "dieta tasiemcowa"? Wystarczy połknąć tabletkę z główkami tasiemców, które po ok. 2 tygodniach zaczynają się rozwijać w naszym organizmie (a fuj!). Podobno w krótkim czasie można zgubić 7-15 kg, co pewnie jest prawdą. Ale jakim kosztem? Przecież tasiemiec nie będzie się odżywiał naszą tkanką tłuszczową, ani resztkami. Zabierze nam to co najlepsze, a odpadki zostawi dla nas. W konsekwencji nie powinny nas dziwić anemia, nudności czy poważne niedobory witamin. Do tego tasiemce zatruwają organizm swoimi produktami przemiany materii, które działa na nasz układ nerwowy. No i jak później się pozbyć tego paskudztwa? Wbrew zapewnieniom sprzedających często nie wystarczy tabletka na odrobaczanie. Zwykle kuracja trwa kilka miesięcy, ale nigdy nie masz pewności, że tasiemiec nie zagnieździ się gdzieś poza układem pokarmowym - wtedy sprawa jest jeszcze trudniejsza. Mimo, że cały czas głośno się o tym mówi chętnych nie brakuje, a na forach internetowych pojawiają się coraz to nowe zapytania, i co najgorsze nastolatek.

Zdrowa alternatywa
Nie da się schudnąć nic nie robiąc i trzeba się z tym pogodzić. Najlepiej udać się do dietetyka, albo po prostu zmniejszyć porcje jedzenia, koniecznie zrezygnować z napojów gazowanych i słodzonych oraz kalorycznych przekąsek. Najważniejszy jednak jest ruch - i to nie tylko po to by spalić tkankę tłuszczową czy wyrzeźbić sylwetkę, ale przede wszystkim dla zdrowia. 

Ruch v tasiemce na odchudzanie


Usta jak Kylie Jenner (#KylieJennerChallenge)

Która z nas nie chciałaby mieć pełnych i ponętnych ust? Niestety nie każdej z nas jest to dane. Od pewnego czasu głośno jest o #KylieJennerChallenge. W skrócie chodzi o to by upodobnić własne usta do pełnych warg Kylie Jenner. Trzeba przyznać, że dziewczyna jest piękna i jest czego jej pozazdrościć. Śmiem jednak wątpić, żeby korzystała ze sposobów, które krążą w internecie. Nastolatki (i nie tylko) sięgają po domowe sposoby, które teoretycznie mają im zapewnić piękny wygląd. Szklanka, butelka czy odkurzacz - wystarczy "zassać" sobie usta by po chwili cieszyć się pełnymi wargami. Chyba nie trzeba się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że to nie może się udać. Niestety zdjęcia zamieszczanie na instagramie czy facebooku potwierdzają tą tezę - efekty niektórych eksperymentów są wręcz odpychające. Co najdziwniejsze - chętnych zamiast ubywać, przybywa.

Post udostępniony przez Jasmine Bergenås (@missfailure)

Zdrowa alternatywa:
Jeśli chcesz optycznie powiększyć swoje usta to wyżej wymieniony sposób jest jednym z najgorszych. Gdybym już miała wybierać, zdecydowałabym się na botoks. Co prawda nie jestem do niego przekonana, i sama u siebie nie widzę większego sensu w takiej ingerencji, ale gdy zrobi to profesjonalista efekty uboczne są o wiele mniej prawdopodobne. Mimo wszystko jest jeszcze kilka innych sposobów, by nieco poprawić wygląd naszych ust. Po pierwsze trzeba o nie zadbać. Możesz regularnie wykonywać masaż szczoteczką do zębów czy cukrowym peelingiem. Nie powiększy to spektakularnie warg, ale dzięki temu, że naskórek będzie wygładzony, usta wydadzą się pełniejsze. Poza tym na rynku jest sporo błyszczyków czy pomadek, które "powiększają" usta - zawierają najczęściej mikrokapsułki z kolagenem, mentol lub cynamon, które mają zadanie podrażnić naskórek, dzięki czemu usta stają się lekko opuchnięte i większe. Jeśli nie jesteś uczulona, możesz też przygotować domowy cynamonowy błyszczyk, o którym pisałam w poście o urodowych zastosowaniach cynamonu. Najlepszy jednak i natychmiastowy efekt da zastosowanie kilku makijażowych trików. Sama nie jestem ekspertką, ale wystarczy w google wpisać "makijaż powiększający usta", a pojawi nas się setka wyników. Świetny tutorial nagrała Dress In Mint- warto zajrzeć.

Usta jak Kylie Jenner (#KylieJennerChallenge)


Bubble nails

Gdy pierwszy raz zobaczyłam to "coś" pomyślałam, że to żart. Nie powiesz mi chyba, że to może się podobać? Podobnie jak wiele osób na facebooku doszłam do wniosku, że manicurzystce coś poszło nie tak i wmówiła klientce, że to "najnowsza moda". To prawda, że przez przypadek powstało kilka fajnych rzeczy, chociażby płatki kukurydziane, chipsy czy ciasteczka z czekoladą. Ale to nie jest ani ładne, ani praktyczne. Nie potrafię też sobie wytłumaczyć jak to mogło się przyjąć, a przyjęło się niestety. Wpisz w instagramie hasztag #bubblenails, a ilość przykładów Cię zaskoczy. Ta "moda" co prawda ni grozi uszczerbkiem na zdrowiu, ale to zbrodnia na estetyce


Zdrowa alternatywa
No nie ma! To jest tak brzydkie i odpychające, że powinni tego zabronić. Żadne źle nałożone lakiery hybrydowe, zwykłe żele czy nawet długaśne tipsy nie są w stanie dorównać tandetą temu "wybrykowi mody". Jedyne "narośle" na paznokciach jakie mnie zachwycają to malinki na zdjęciu Paty. - sama chętnie zrobiłabym sobie taką profilową fotkę.



Nie mam pojęcia skąd w głowie pojawiają się pomysły na tak dziwne urodowe triki. Najgorsze jest to, że w większości taką modą zachwycone są nastolatki, które chwycą się każdego sposobu, tylko po to, by wyglądać jak idolka. Nie ma nic złego inspirowaniem się czyimś stylem, ale zanim zdecydujesz się na jakąś "metodę" sprawdź czy nie ma lepszej alternatywy.

Według Ciebie też nie warto naśladować tych sposobów na piękno? Czy może jestem przewrażliwiona? A może sama próbowałaś, któregoś ze sposobów albo (co gorsza) po tym wpisie masz ochotę spróbować?

Komentarze